Szukaj na tym blogu

czwartek, 21 stycznia 2010

SZOK KULTUROWY ZAWSZE SMACZNY I ZDROWY? – CHOLERA, CHYBA WYMIEKAM....















Ano wlasnie, siedze tu juz w Indiach troche czasu, a jeszcze nic nie pisalam o szoku kulturowym, choc ta fraza nasuwa sie jako pierwsza, gdy mysli sie o mieszkaniu dluzej poza granica Europy. Mialam juz troche do czynienia z kulturami orientalnymi, jak wiecie, tu Turcja, tam Dubaj, Oman, wiec mialam nadzieje, ze szok jako taki, w wydaniu ciezkim mnie ominie. I rzeczywiscie – po przyjezdzie tu jakos nic specjalnie mnie nie dziwilo. Moze troche ilosc zwierzat na ulicach (wiedzialm o krowach, ale nie o swiniach), ale poza tym widzialam juz sporo biednych miejsc w Omanie. Nawet szybko sie nauczylam targowac. Tiaaaaa... tak sobie myslalam, ze taka mocna jestem, Indie mnie nie ruszaja wcale, buddyjski spokoj i cierpliwosc i jest spoko. Tak sobie wtedy dumalam, gdy wiekszosc cudzoziemcow wybaluszala oczy i otwierala szeroko usta na widok tego, czy tamtego: „Ty – popatrz.... no nie do wiary” albo po prostu WHAT THE FUCK?! No coz – rodowod z Europy srodkowoschodniej, w przeciwienstwie do typowo„zachodniego” troche pomaga, w koncu tez mamy nasza „ slowianska rozpierduche” tu i tam i urzedowa korupcje, i inne przysmaki. No ale nie do konca jest tak cudownie...
Pewnego dnia bowiem otworzylam swoj magiczny mini przewodnik, ktory zakupilam jeszcze w Polsce w warszawskim Trafficu pt. „Lonely Planet Asia & India healthy travel” (warto zauwazyc, ze Indie sa oddzielone od Azji, bo tez i to kraj „zdrowotnie i higienicznie wyjatkowy” ) ;) W kraju ojczystym sluzyl mi glownie jako wskazowka do tego, jakie szczepienia zrobic przed wyjazdem oraz co zabrac w apteczce.
No wiec biore go do reki pewnego dnia pieknego, omijam ulubiony rozdzial o biegunkach i wymiotach, bo ten znam juz na pamiec, i ide do – mental effects. Bla bla bla o depresji i psychozie wywolanej lekami antymalaracznymi typu Lariam (chyba lepsza malaria), ide dalej – O SZOK KULTUROWY.
„Cultural shock strikes after 3-4 months....” …..przelkniecie sliny….. bo ja tu juz … listopad, grudzien, styczen….!
Tak – jest to prawda, jezeli myslisz, ze zaraz po przyjezdzie szok kulturowy uderzy Cie jak obuch po glowie, a potem bedzie juz spoko, to sie myslisz. Poczatki moga byc nawet fajne – wszystko jest takie fascynujace, kolorowe, smieszne, inne, zaskakujace. Ma sie do tego jakas cierpiwosc, jakis dystans, bo to nieodlaczny urok podrozowania. Z czasem jednak.... no wlasnie.

Zaczyna sie WKURW!

Na te rzeczywistosc cie otaczajaca, na brak tego i tamtego, na nadmiar tego i tamtego, na tych ludzi tepych, co nic nie rozumieja co do nich mowisz, na te zwierzaki dookola, na sytuacje rozne, ktore do tej pory jakos sie przeslizgiwaly, ale teraz cierpliwosc sie skonczyla, bo ile mozna, na to zimno cholerne ciagle, nieustanie, na goraco, ktore przyjdzie, na prace, ktora czasem nudzi, na wieczne proby oczustwa i oskubania cie z ostatnich pieniedzy, na brak chodnikow i przejsc dla pieszych, o publicznym transporcie nie wspomne, na zarcie ktore cie non stop truje, na gowno, ktore wszedzie na drodze lezy i strach zalozyc eleganckie buty, na ...

I tak rosnie lista, a WKURW razem z nia. Nie wspominajac juz o tesknocie za cywilizacja, ktora nagle wydaje sie tak odlegla, a czlowiek zaczyna zadawac sobie kluczowe pytanie:
No i po co ja tu k.... siedze?!

Tak wiec otwierasz przywieziona z kraju na specjalna okazje Zubrowke myslac: „ Polsko, ojczyzno moja, ty jestes jak zdrowie...”

Jesus k..... ja pier....le!

Myslisz sobie gdy Twoja sprzataczka na sile upychajac zarcie do zlewu, zamiast wziac w lape i do smieci wyrzucic, zapycha ci odplyw i tym sposobem zalewa kuchnie pomyjami, po czym zostawiajac nadal niepozmywane gary znika na pare dni i czeka, az to wszystko sprzatniesz. Po powrocie czynnosc powtarza!
Albo gdy po miesiacu odmawia mycia lazienek i podlog, bedzie tylko zmywac, ale chce podwyzke.
Gdy przychodzi hydraulik naprawic terme i oproznia cala jej zawartosc, razem z kamieniem i calym syfem, ktory ja zapchal, na podloge, nawet wiadra nie podstawi, tylko bezmyslnie zaleje ci lazienke i czesc mieszkania,a potem spierdoli z terma i nie wiesz, kiedy bedziesz miec ja z powrotem, bo on w koncu „ No English, hindi, hindi”.
Gdy przychodzi elektryk naprawic wtyczke od drugiej termy,a naprawianie polega na wetknieciu rozwalonych kabli do gniazdka i umocowaniu ich tasma klejaca. 600 rupii sie nalezy.
Gdy gotujesz sobie kolacje i w tym czasie trzy razy wysiada swiatlo (dobrze miec czolowke)
Gdy wywiesisz pranie na balkonie i znajdziesz potem obsrane przez golebie.
Gdy przychodzisz do pracy w soboty, a i tak wiesz, ze to bez sensu, bo twoj pecet z okazji braku pradu wylaczy sie 10 razy.
Gdy lapiesz riksze i mowisz, ze chcesz do DLF Ph III, S-block, a koles i tak wiezie Cie gdzie indziej, po prostu w sina dal i tylko liczy ile rupii z ciebie bedzie chcial zedrzec, i ni w zab nie kuma, dlaczego nie chcesz zaplacic za kurs, ktory zawiozl cie do nikad.
Gdy probujesz cos wytlumaczyc a oni tylko jak w hipnozie glowkami kiwaja i „ha ha ha” (w hindi znaczy TAK) choc i tak w zab nie kumaja.
Gdy pytasz o droge, a oni zamiast powiedziec, ze nie wiedza, wola wyslac cie gdziekolwiek, po 2 km moze sie zorientujesz,ze to wcale nie tam, no ale oni chcieli ci pomoc – pytasz to odpowiadaja. O kant dupy taka pomoc potluc.
Gdy chcesz pozwiedzac Delhi z tu pucybut rzuca ci gowno na buty, zmuszajac cie tym samym do skorzystania z jego uslug. W sumie nie masz wyjscia...
Gdy pod turystycznymi miejscami probuja wcisnac ci te swoje lipne towary – od puzderek, bransoletek po baty na woly ( po co mi tu bat?! Chyba na tych sklepikarzy przekletych)
Gdy jak ten palant dasz sie przekonac, ze te buty co kupujesz, to rzeczywiscie skora i dobra jakosc, przeplacasz dziesieciokrotnie,a podeszwa odpada po dwoch dniach.
Gdy obskakuja Cie bandy zebrakow z tym swoim niezmiennym Baksis, Baksis, i ni w zab nie wytlumaczysz, ze choc zes bialy, to tez w rupiach zarabiasz, i bogaczem nie jestes, nie obdarujesz wszystkich dookola.
Gdy przyjaznie zapraszaja Cie na czaj do domu, pokazuja cala rodzine itp, myslisz sobie, ale goscinni w tych Indiach, a na koniec albo chca Ci cos sprzedac, i obrazaja sie ze nie chcesz kupic, albo wystawiaja ci za ten goscinny czaj mega rachunek, wiec i tak wszystko sprowadza sie do jednego slowa – rupees, rupees.
Gdy zjesz cos w niby dobrej i drogiej restauracji, zeby bylo bezpiecznie i higienicznie, a potem i tak rzygasz i srasz do nieprzytomnosci cala noc.
Gdy zamawiasz Black Tee! Black! Understand? Black, and no sugar! A i tak dostaniesz mega slodki czaj z mlekiem.
Gdy sklepikarz nie ma wydac reszty i dostajesz ja w gumach do zucia albo cukierkach (trzymaja je normalnie w kasowej przegrodce na drobniaki) A chciales miec drobne na riksze.
Gdy musisz przejsc przez ruchliwa ulice i stoisz tam jak ten palant przez pol godziny, bo indyjscy architekci zupelnie zapomnieli o przejsciach dla pieszych.
Gdy zamawiasz taxi na 5 rano na lotnisko, bo masz lot o 6 cos, a oni dzwonia na 10 min przed i mowia, ze taxi nie bedzie – radz sobie teraz sam.
Gdy zamawiasz taxi, a ona nie pojawia sie wcale.
Gdy ustalasz jedno, a dostajesz co innego, bo tu nikt nie dotrzymuje slowa, nie ma takiego zwyczaju, warunki umowy zmieniaja sie dynamicznie, zwlaszcza po tym, jak juz zaplacisz.
Bo plecak w pociagu trzeba lancuchem przypinac, zeby Ci go nie zaje... li.
Bo nie mozna ufac nikomu i niczemu! Poza soba!
Itp itd.....

Wiec jaka jest odpowiedz na pytanie „Po co ja tu k.... siedze?” Oczywista – bez tego, nie byloby tego bloga, a wy nie mielibyscie czego czytac, i z czego sie smiac, i myslec sobie „ale ja tu mam dobrze, dobrze, ze nie mnie to spotyka”. Prawda. No wiec jeszcze sie troche dla Was pomecze ;)

A tak a propos, to juz kiedys zadawalam sobie to pytanie – podczas rejsow morskich, gdy rzygam przez 3 dni za burte. Jednak dawny znajomy mial racje – zeglarstwo wszystkiego uczy, a zwlaszcza przetrwania. Wiec i Indie mam nadzieje przetrwam.

piątek, 15 stycznia 2010

COLD FEET - zimno k... zimno!



Ci ci mysla, ze Indie to tropiki, i ze to Wy w zaspach sniegu marzniecie, a ja mam tu raj z drinkiem z palemka... MYLICIE SIE!

Zima w Indiach, a zwlaszcza polnocnych to nie przelewki. Co prawda przed wyjazdem pod koniec pazdziernika zostalam ostrzezona przed zgubnymi jej skutkami i po szybkim przepakowaniu znalazlam jednak miejsce na polarowe ciuchy, sweter i jesienna kurtke, mimo wszystko od miesiaca marzne jak cholera! Wszedzie jest zimno – na zewnatrz, wewnatrz, w domu, w pracy... WSZEDZIE!

Co prawda temperatura nie spada ponizej zera, no moze poza nielicznymi nocami, raczej utrzymuje sie w granicach 5-10 stopni. Niestety mieszkania sa bardziej przystosowane do chlodzenia, bo jednak przez zdecydowana wiekoszosc czasu jest tu goraco, wiec w scianach i oknach jest duzo nieszczelnych miejsc. Zima to jest katastrofa, bo nie ma jak sie odseparowac od zimna. Mozna dogrzewac sie jakimis piecykami, ale w sumie jest to marnotrastwo energii bo i tak to wszystko szybko ucieknie. W mieszkanuiu mamy co najwyzej 15 stopni, tak wiec po wyjsciu z prysznica przezywasz istny szok, para z ust bucha zawsze. Najgorsze jest to, ze to jest takie wilgotne zimno, ktore przeszywa Cie az do kosci, i praktycznie obojetnie ile na siebie ubran zalozysz, i tak nie czujesz sie super cieplo i sucho, moze tylko w lozku. Ubran najlepiej w tym czasie nie prac, bo i tak nie wyschna, chyba ze sie spedzi godziny nad nimi z suszarka albo goracym zelazkiem.

Wszystkiemu winien zimowy monsun, z wiatrami wiejacymi z Himlajow, ktore bez trudu siegaja Haryany i New Delhi. Oczywiscie skrajnie polnocne rejony Indii jak np. Kaszmir, pokrywa snieg. Wystarczy wskoczyc w pociag i po 3 godz. juz zaczyna sie strefa osniezona. Stad tez pomysl na lutowe narty w Kaszmirze J

No i ta wieczna mgla. Wczoraj bylo swieto pozegniania zimy, wiec mam nadzieje, ze to prawda i za 2 tygodnie bedzie juz ok i bedzie mozna zdjac biurowe rekawiczki i czapki. Mowia, ze jeszcze tylko max 2 tyg i wszystko wroci do normalnosci. OBY! Juz teraz niektore dni sa cieplejesze i nawet sloneczne (jak dzis, kiedy w ciagu dnia jest cieplej na zewnatrz niz wewnatrz), ale nocami i tak kroluje mgla gesta jak mleko.

Jak sobie z tym radzimy? Sposoby sa rozne. Jak juz wspomnialam uprane ubrania suszy sie suszarka lub zelazkiem. Najwazniejsze jednak, zeby bylo cieplo w nocy. Poniewaz nie mamy kolder tylko sterty kocy, to spi sie w tzw. „pelnym opakowaniu” , czyli w cieplych ciuchach. Ja cale szczescie przywiozlam ze soba polary, bielizne termiczna narciarska i narciarskie skarpety, ktore ratuja mnie w te zimne noce i dnie. Do tego gruba bluza, najlepiej z kapturem, albo czapka, termofor z goraca woda, zeby rozgrzac lozko, zanim sie do niego wejdzie, a potem do przytulania (wczesniej przytulalam butelki z goraca woda). Ja profilaktycznie rozgrzewam sie tez od wewnatrz – przed pojsciem spac kubek goracego mleka z miodem i maslem, napoj cytrynowo – imbirowy rowniez z miodem (bo imbir poza tym, ze na chorobe morska pomaga, to i od srodka rozgrzewa), no i oczywiscie herbatka z pradem, a konkretnie z indyjskim rumem marki Old Monk. Potem goracy prysznic na rozgrzewke od zewnatrz, po czym szybki skok do lozka. Niestety te „rozgrzewajace” przygotowania troche trwaja – jakas godzinke, poltorej, ale nie ma nic gorszego niz obudzic sie w nocy z zimna (co i tak zdarza sie czesto) Kolezanka ma jeszcze inny sposob – chodzi spac z wlaczona suszarka do wlosow, ktora wklada pod koc. Mozna i tak. Czasami tez myslalam o rozpaleniu ogniska na naszej koszmarnie zimnej, kamiennej podlodze, tak jak robia wszyscy wokol –starznicy, rikszarze, sklepikarze. Jak sie wyjdzie z domu male ogniska plona doslownie wszedzie. Tak wlasnie radza sobie z zima biedni Indusi tutaj. Wiekszosc chodzi opatulona w szalo-koce (tez taki nabylam ostatnio w Delhi, wiec wygladam juz totalnie jak Cyganka), zawiazuje szale wokol glowy lub uszu, wklada czapki (po tym poznac mozna, ze zaczela sie zima, jak Indusi zakladaja czapki,a my dopiero zastanawiamy sie czy zalozyc kurtki), a do tego nieodlacznie bose stopy i japonki. Nie wiem, moze oni jakies niewrazliwe na zimno stopy maja!

Oczywiscie wszyscy wspolpracownicy i tutejsi znajomi strasznie sie nam dziwia – jak to, wy z takich zimnych krajow ( bo jak powiesz komukolwiek, ze jeste z Polski, to komentarz jest jeden – O Poland – cold country zimny kraj) i marzniecie. Dopiero po dlugich tlumaczeniach chwytaja, ze u nas jednak wszystko dookola zima jest ogrzewane – mieszkania, auobusy, samochody i sklepy, i ze wedy nawet najwiekszy mroz ze sniegiem nie straszny, bo jest dokad przed zimnem uciec. Tu nie ma!

Myslalam kiedys, zeby zostac tu jak najdluzej – moze nawet poltora roku, czy dwa, ale teraz wiem, ze takiej kolejnej zimy chyba jednak nie przetrwam. Doswiadczalam czegos podobnego w warszawskim mieszkaniu na Staszica, zwlaszcza wiosna, gdy wylaczyli ogrzewanie, a mury jeszcze nie zdarzyly sie sloncem ogrzac. Tylko ze to byly max 2-3 tygodnie, i przynajmniej gdzie indziej bylo cieplo. Tu trwa to juz ponad miesiac, a jeszcze nie koniec. Codzien slysze, ze mam sie nie martwic, bo to jeszcze 10 dni – 2 tyg max. No tylko ze dwa tygodnie temu mowili to samo. No nic trzeba zacisnac zeby i jakos wytrzymac. Przez to tez miesiac styczen nie byl bardzo podrozniczy. W nastepnym tygodniu jest kolejne swieto, wiec na „dlugi weekend” wybieramy sie do Varanasi, poza tym jednak glownie siedzenie na d.... w domu, pod kocami, ogladanie filmow i ostateczne wizyty w Delhi, bo wreszcie obczailam tutejszy system autobusow miedzymiejskich, ktore nie kosztuja fortuny, tak jak taxi, ktore zwylismy zamawiac, zeby udac sie do stolicy.

Zakladam moje sprtyne peruwianskie rekawiczki i ide na spotkanie.

Do nastepnego. Mam nadzieje, cieplejszego.