Szukaj na tym blogu

piątek, 17 września 2010

HOME SWEET HOME?

16 września, mija 7 czy 8 tydzień od kiedy jestem w Polsce i można powiedzieć, że na dobre się już zadomowiłam. W mieszkaniu mini remont wre, w eter ruszyły dziesiątki CV, parę spotkań już za mną, większość z Was już zdążyła mnie obejrzeć na żywo i w kolorze, tych, którzy jeszcze nie zdołali przepraszam z góry za niedopatrzenia.
Ten powrót przebiega znacznie spokojniej. Jak pamiętacie podczas mojego parodniowego pobytu w marcu nie bardzo łapałam kontakt ze światem przez pierwsze dni. Szare ulice, szarzy ludzie, nieśmiało zaczynająca się wiosna, bezlistna i nadal brudna po zimie. Gdzie moje kolorowe sari?! Gdzie moje riksze, gdzie moje krówki i świnki?! Gdzie kolorowe stoiska z owocami, wiankami kwiatów, przydrożne kapliczki?! Gdzie to życie, kolorowe życie na ulicach?! Tu tak szaro, buro, nijako. Na głowach mohery, na nogach gumowce.
Reversed cultural shock, jak to mądrze nazywają. Jak już się przywyknie do nowej rzeczywistości, ciężko jest wrócić do innej, nawet swojej, tej z której się przybyło. W nowej zostali nowi przyjaciele, którzy też tęsknią, piszą – Wracaj! W starej witają starzy, za którymi ja z kolei tęskniłam. W głowie nadal czas indyjski budzący mnie o 5 rano, bo tam już przecież prawie 10. Trwało to dobrych parę dni zanim znowu powróciłam nie tylko ciałem, ale i duszą, do Polski. Potem z kolei, wraz ze zbliżającym się powrotem, niechęć do kolejnego pakowania się i opuszczania rodzinnych progów. No tak to już chyba jest z takimi wyjazdami – zawsze coś się traci, zawsze coś się zyskuje.
Ale bez smucenia, pamiętamy jak było w marcu, a było tak:





Powrót, można powiedzieć już bezpowrotny, był dużo łagodniejszy. Może już tak tęskniłam za domem? A może miałam już zupełnie dość? A może też Indie mnie dosłownie wykopały tym ciężkim zatruciem, więc za czym tu tęsknić. Tam strugi deszczu, burze i zawieruchy. Tu słoneczko, lato w pełni, spotkania towarzyskie, wakacyjny klimat, ukochane żagle. Za czym tu tęsknić, do czego tu wracać?

Tak sobie właśnie myślałam, aż do zeszłego tygodnia, kiedy przyłapałam się na tym, że już od paru godzin (a była już północ) surfuję po necie, a dokładniej po YouTubie i oglądam łapczywie wszystko z „Indian”, „Punjabi” albo „Bolly” w nazwie. Ja i Bolly?!!!
Przecież ja nigdy nie miałam nic z tą estetyką wspólnego. Próbowałam raz oglądać film bolly, przed wyjazdem i nie zdzierżyłam. A teraz?!

Jednym słowem złapała mnie nagła nostalgia. Za moimi Indiami, które niby są tak blisko, a jednak tak daleko. Wydaje się, że w niepamięć poszły zatargi o cenę rikszy, wykłócanie się z taksówkarzem o to, gdzie ma jechać, zatruwanie się śniadaniem… Zostały tylko wspomnienia kolorowego, fascynującego życia, ciekawych ludzi poznanych na szlaku i smaku świeżej kolendry dodawanej do dosłownie wszystkiego.

… aż do dziś!

Czwartek wieczór. Wizyta w salonie Orange.
Cel? Nie działa przeniesiony numer z Ery to Orange (albo Orżnij, jak kto woli) abonamentu, który działać powinien.
13:30 Pierwszy telefon na infolinię. Tidididi… muzyczka leci, wraz z nią moje złotówki z kredytu Skype, bo komórka przecież nie działa. O – mówią, że zadziała o 15:30. Ok.
16:01 Drugi telefon na infolinię. Dłuuuuuga muzyczka, Shakira odsłuchana chyba z 10 razy. Numer mojej nowej karty SIM, coś z nim nie tak, umowa nie przeszła, bla, bla, bla. Nie pomogą mi, muszę iść do salonu.
18:30 Wchodzę do Salonu Orange. Plac Konstytucji. 12 osób przede mną. Czas zabijam lekturą. O, moja kolej. Pani konsultantka cała na czarno. Wdzianko czarne, włosy czarne, rzęsy czarne, oczy czarne, wszystko czarne. Wiadomości też czarne.
CZARNA PANI: „ Umowa nie została przyjęta przez system, nie znam przyczyny, może to potrwać do 7 dni, trzeba uzbroić się w cierpliwość.”
JA: „Ale ja nie mogę… bo przez nogę… co mnie to obchodzi… ja muszę już, ja nie mogę być odcięta, trzeba było wyznaczyć datę przełączenia po tych 7 dniach, przecież mi się nie spieszyło…” i tak dalej i tak dalej, wygłaszam swoją litanię wkurwionej klientki. Żeby mnie nie olała. Skutek - ekspresowy teleport na drugie piętro do Pana Konsultanta, który zlecenie przyjmował w poniedziałek. W końcu to niech on się martwi.
PAN KONSULTANT „ No to taki przypadek jeden na tysiąc, niestety 7 dni trzeba czekać, nie bardzo mogę nic poradzić”
JA: powtarzam litanię
ON: UWAGA UWAGA ----- I AM SORRY!!!!
JA: „To nikt nie będzie się mógł do mnie dodzwonić przez ten czas?”
ON: „No chyba nie, bo ja dzwoniłem do Pani na ten numer, żeby Pani powiedzieć, że umowa nie weszła, ale nie mogłem się dodzwonić (!!!!)”
JA: „ Jak Pan miałby się dodzwonić skoro karta SIM, która mi daliście, nie działa?”
ON: „ No właśnie nie wiem”
JA: „To co ja mam zrobić, żeby mój numer stary zadziałał jak najszybciej, ERA już mnie odcięła. Można przywrócić mnie do ERY na parę dni?”
ON: „ No raczej nie.” I AM SORRY!!!!! Cierpliwości!!!!!!
Ach Panie Konsultancie Kochany, no nie wiem co mam robić. Czy mam Pana dalej opie…..lać, czy mam Pana całować i w niebogłosy się śmiać i ze szczęścia skakać? Indie, znowu jestem w Indiach, HUUURAAAAA!!!! Czyli znaczy, że jak się nie da, to się da.
ŁUP!!! Pięścią w stół. Panie Konsultancie, ja tu Panu nie przepuszczę!!! I ja się stąd nie ruszę, dopóki on nie zadziała! Standardowy chwyt stosowany w Indiach – od prośby do groźby. A godz. 20, czas zamknięcia salonu bliska. Nad Panem Konsultantem wisi groźba nadgodzin.
45 minut, parę telefonów, nowa podpisana umowa i wydana nowa karta SIM póżniej… Ot działa, wszystko działa, mój stary dobry, wszystkim dobrze znany numer działa!!! I widzi Pan, Panie Konsultancie – WSZYSTKO SIĘ DA!!! Dziękuję Panie Konsultancie z New Delhi rodem, hehe, do rychłego.
19:55 – zatrzaskują się za mną drzwi do salonu Orange. Jeszcze dostałam w nagrodę pakiet darmowych minut na dzwonienie po 18 na 9 miesięcy. No nic tylko żyć nie umierać! Chyba im podaruję i nawet reklamacji nie wyślę.
A propos - przyczyną braku aktywacji był brak jeden cyferki gdzieś tam. Ach ta wszechobecna biurokracja-technokracja.

O i takim sposobem kończę tego bloga mojego indyjskiego. Kończę i nie kończę zarazem.
Dziś milkną słowa, a przemawiają dźwięki i obrazy, więc prosimy się nie rozłączać!

Będzie SAME SAME BUT DIFFERENT.

P.S. A jeżeli Wam lektury brak by było zapraszam na www.itstotallygoingonmyblog.wordpress.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz