Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 19 lipca 2010

ALE JAZDA!



Nie zawsze jednak bylismy pasazerami. Mielismy również okazje poczuc na wlasnej skorze co oznacza – włączyć się do ruchu w Indiach. Na Goa wynajęliśmy skuter, by z plazy Palolem na południu przejechac na polnoc (bo Goa cale szczescie jest malym, a wrecz mikroskopijnym stanem), zwiedzając po drodze stolice i Old Goa.
Rano wskoczyliśmy na nasza maszyne by odnaleźć autostrade prowadzaca przez Goa az do Bombaju – Highway 17. Bardzo dobrze przedstawiala stan idyjskich drog. Bo autostrada to po prostu zwykla droga – po jednym pasie z każdej strony, która dopiero od Madgaonu się nieco poszerzyla. Wczesniej wasko kluczyla po okolicznych wzgorzach wśród palm. Dobrze wiedziec, ze w takim razie my w Polsce tez mamy duzo autostrad, jeżeli liczyc, ze taki standard drogi za wlasnie autostrade się zalicza.
Z początku szlo dosc gladko, bo tez wyruszlismy na tyle wczesnie, ze ruch był maly. Jednak zwiększał się z kazda godzina i na trasie robilo się, można powiedziec, coraz ciekawiej.
Podstawowym zagrozeniem dla każdego kierowcy sa przede wszystkim autobusy (już pisałam o rajdowych zapedach indyjskich kierowcow) i ciężarówki. One zawsze maja pierwszenstwo, z dwoch powodow – bo sa duze i… sa duze.
Tak oto doszliśmy do pierwszej zasady ruchu drogowego w Indiach – pierwszeństwo ma zawsze ten wiekszy.

Na jezdni robilo się coraz ciasniej i wtedy wlasnie odkryliśmy odwieczna tajemnice trabienia. Po co oni tu tak ciagle trabia? Tak jak podejrzewałam wczesniej sluzy to poinformowaniu wszystkich dookoła co robisz – skrecasz – trabisz, wyprzedasz – trabisz, wymijasz – trabisz. Bo tu nikt, absolutnie nikt nie patrzy w lusterka. A kierunkowskazy to wynalazek nieznany. Będą skręcać ci przed nosem w nieprzewidzianych kierunkach. Ktos z bocznej drogi chce włączyć się do ruchu – trab bo on na pewno wjedzie ci pod kola. A może być wiekszy od ciebie.
Druga zasada – cokolwiek robisz – trabisz!



Samemu jednak patrz w lusterka i ogolnie za siebie. Po wszyscy dookoła trabia. Skad niby masz wiedziec, ze akurat na ciebie. A może cie akurat ktos wyprzedza? Pędzący autobus lub ciezarowka. I nigdy nie ufaj zielonym światłom i znakom, nigdy nie wiadomo co może wyskoczyc – bo w Indiach sygnalizacja drogowa raczej tylko „sugeruje” co powinni robic kierowcy. Nie wydaje się jednak, żeby ktokolwiek traktowal ja powaznie. Pamiętaj o tym również jako pieszy.
Bo trzecia zasada mowi – w Indiach cokolwiek się rozpędziło się już nie zatrzyma.

A siedząc na skuterze, motorze, czy rowerze – trzymaj nogi i rece przy sobie. W Azji ludzie lubia bliskość i chyba najwyrazniejszym tego przejawem jest bliskość na drodze. Gdy będą cie mijac, to prawie będą się o ciebie ocierac (z tego samego powodu nigdy nie wolno wytykac rak przez okno w autobusach) co jest oczywiście szalenie niebezpieczne. Chodzenie pieszo po ciemku przy waskiej drodze w Indiach to praktycznie samobójstwo. W Kerali wielokrotnie widziałam, jak nasz autobus, pędzący przynajmniej 80 km/h o wlos mijal przechodniow czy rowerzystow.
Czwarta zasada – wszyscy chca się do ciebie przytulic. Nie zawsze możesz to przezyc.

Do tego jeszcze dochodzi cala rzesza szaleńców, którzy w ramach skracania drogi jada pod prad. I to nawet na autostradach. Sami raz się przejechaliśmy ze znajomym, który tak chciał sobie skrócić droge i o malo nie rozjechal policjanta. Pokrzyczeli na siebie i skończyło się na lapowce niecale 200 Rs!!! To tez wyzwanie dla pieszych – trzeba mieć oczy dookoła glowy, bo nigdy nie wiesz co się wyloni z drugiej strony. Do tego dochodza jeszcze w miastach zwierzaki, które laza sobie beztrosko w te i wewte. Jednym slowem…
Zasada piata – bądź zawsze czujny bo droga w Indiach to czysty chaos.
Wszystkie inne zadasy poza wymienionymi wyzej sa po te, zeby je lamac.


Widac jednak, ze wladze wzięły się do prob zdyscyplinowania kierowcow. Glownie przez „przydrozna”, rymowana propagande. W wielu miejscach stoja znaki z pouczającymi sloganami, które pieknie obrazuja glowe bolaczki indyjskiego ruchu drogowego.



Speed is the knife that cuts the life
Oj tak, ludzie lubia tu przycisnac pedal gazu. Choc w miastach nie jest tak najgorzej, wydaje się jezdza względnie wolno, bo tez kroki nie bardzo pozwalaja na szybsza jazde. Za to na autostradach już sobie każdy folguje, zwlaszzcza ciężarówki i autobusy, ale ludzie na skuterach czy motorach tez. Jedni padza wrecz jak szaleni, choc z przodu trzymaja dziecko. Inne wariacje pouczających wierszykow i rymowanek na temat prędkości to: „Better late than never”, „Hurry is worry”, „Adventure thirlls, Speed kills” czy moje ulubione „Better be Mr Late than Late Mister”.

Don’t be a hell mate, wear a helmet

Dla wszystkich uzytkownikow dwusladow. Wedlug przepisow w Indiach tylko kierowca ma obowiazek nosic kask. A i tak nawet wielu kierowcow ten nakaz ignoruje – w koncu można dac policjantowi 50 rs i będzie z glowy. Może z glowy, ale glowe w takich warunkach jakie panuja na drodze tez latwo stracic. Nikt jednak nie zdaje się tym specjalnie przejmowac. A motor, bardzo popularny srodek transportu w Indiach, to pojazd dla calej rodziny. Widywałam i po 4-5 osob jadacych na jednym motorze – tatus prowadzi, mamusia z tylu, miedzy nimi dwojka średnich dzieci, a najmłodszy berbec na baku trzyma się kierownicy. I kask ma co najwyżej tatus,a często i nie zawsze (oczywiście nie musze mowic, ze w zyciu nie widziałam w samochodzie fotelika dla dziecka) Widziałam tez kierowcow z kaskami zalozonymi do polowy!!! A pasażer to już w ogole jest zupełnie igonorwany. Zawsze przy wypożyczaniu motoru czy skuteru musieliśmy się z Casprem wykłócać i dodatkowo placic za kask dla mnie, bo przeciez obowiązkowy jest tylko dla kierowcy. A bezpieczeństwo pasażera to co? Przeciez na wypadek narazony jest w takim samym stopniu jak kierowca. Nie rozumiem tej logiki. A oni mojej tez nie.
Bo przepisy to przepisy.

Peep, Peep, Don’t Sleep.
W Indiach chyba nie ma zadnych standardow odnośnie czasu spedzanego za kolkiem. Gdy dopytywaliśmy się o bus z Manali do Lehu okazuje się, ze 14-18 godz. jedzie jeden kierowca. Po trudnej, niebezpiecznej, gorskiej drodze. Na wyrazane przez nas obawy reakcje były zawsze te same – nasi kierowcy sa do tego przyzwyczajeni. No może, ale jednak ludzki organizm ma swoje limity. Spotkałam raz Niemaca, który opowiedział mi mrazaca krew w zylach historie. Gdy jechal ze Srinagaru do Lehu, również gorska, trudna i dluga droga. A kierowca miedzy jednym kursem a drugiem (oba ok. 14-18 godz.) spal 4 godz. I majac powieki na zapalki wsiadl znowu za kolko po czym grzal jak szalony raz ledwo wyhamowując przed przepascia. Bo liczy się kasa – trzeba szyciej, szybciej, bo nastepni czekaja, nastepny kurs, kasa, kasa.

Driving risky after whisky

To moim zdaniem chyba najpowazniejszy problem jaki tu w Indiach maja w ruchu drogowym. Oczywiście prowadzenie po pojanemu jest zabronione, ale zawsze można się wykupic. Sama nie wiem, jak policja drogowa może być tak skorumpowana?! U nas może tez nie jest z tym najlepiej, ale tu to po prostu wystarcza jakies smieszne pieniadze. Żeby jakies wielkie sumy brali, ale oni potrafia się zadowolic 100 Rs wrecz, czyli niczym. Czyli musze to robic po prostu dla zabawy, albo z głupiego przyzwyczajenia.


A ludzie pija i to duzo. Normalnie wsiadaja do samochodu, jada na impreze, a kierowca pije tyle samo albo i wiecej niż reszta, a potem wszyscy wsiadaja do samochodu i jada do domu. Dla mnie po prostu nie do pomyslenia. W piatkowe i sobotnie wieczory spokojnie można powiedziec, ze większość kierowcow na drodze będzie na bani. I kompletnie nie mam pojecia jak w tym stanie cokolwiek widza, bo w Indiach wszyscy oślepiają się nawzajem jeżdżąc na dlugich. Przez te 9 miesiecy nie doszlam dlaczego.
Do tego wszystkiego sam stan drog nie ulatwia prowadzenia jakichkolwiek pojazdow. Dziury, wyrwy, koleiny, rozwalone chodniki, rozwalone wysepki ( bo jak gdzies nie ma jak zawrocic to ludzie rozbieraja przedzielenie drogi – robia wyrwe i już mogą zawracac)
Do prawy sama nie wiem jak to wszystko tu funkcjonuje.

Czy sa dobrymi kierowcami? I tak, i nie.

Nie – bo jezdza wlasnie jak napiaslam wyzej.
Tak – bo na pewno na drodze sa przygotowani na wszystko – od pędzącej pod prad ciężarówki, do pakujacej się pod kola krowy.

Czy sa wypadki ? I tak i nie.

Nie, bo jak na takie natężenie ruchu wydaje mi się, ze jest ich duzo, ale nie duzo wiecej niż u nas. A warunki drogowe sa o niebo trudniejsze. Pamiętam jak wybraliśmy się na wycieczke na Rohtang Pass – przelecz niedaleko Manali, 3500 m.n.p.m. Latem, w sezonie wakacji szkolnych, wjeżdża tam ok. 1500 samochodow dziennie. Po waskiej, gorskiej drodze, często nad przepaściami, na koncu zasypanej śniegiem. I to, ze ktorys z nich nie spada każdego dnia mi wydaje się przeczyc zarówno prawom fizyki, jak i statystyki. Zwłaszcza, ze większość z nich pedzi, wyprzedza na zakretach lub w innych, niebezpiecznych i waskich miejscach i ogolnie – kusi los.
Tak, bo jednak słyszy się czasami o wypadkach. Sama wczoraj po drodze powrotnej z Dharamshali do Delhi widziałam na autostradzie przewrocona ciężarówkę z betonowymi klocami. A w nia udarzyla osobowka. I na drodze leżał jeden trup.
W Nepalu widac szkielety autobusow i ciężarówek w jarach, które nie wyrobily z hamowaniem.
Z kolei innym razem gdy jechaliśmy taksowka w Delhi widziałam, jak faceta który wyskoczyl na droge z autobusu potracil samochod. Kierowca nawet się nie zatrzymal.
Na autostradzie z Delhi do Gurgaonu, którędy sporo ludzi dojeżdża codziennie do pracy podobno ginie 8 osob dziennie.
Do tego ciekawa jestem ilu ginie motorzystow czy przechodniow. Ci to już w ogole nie maja szans.
Jazda motorem – Rogal Enfieldem po bezdrożach Ladakhu okazala się dla nas wieksza przyjemnością niż walka o zycia na Goa. Duzo mniejszy ruch, glownie wojska. Często pędziliśmy zupełnie sami przez drogi przez pustynne regiony z pieknymi widokami na ośnieżone szczyty. I grozilo nam co najwyżej zlapanie gumy.

1 komentarz: