Szukaj na tym blogu

sobota, 10 lipca 2010

KRYZYS FINANSOWY


Zdarzylo nam się raz w Manali będąc, ze w miescie zapanowala plaga – pomor dotknął wszystkie bankomaty. Wszystkie 3. Nic nie działało, w miescie kupa turystow, bo to nadal miejscowe wakacje szkolne i zapomnij o wyplacie jakichkolwiek pieniędzy. Kolejki na 20- 30 osob, cos tam probowali naprawiac, ale opornie to szlo.
Po pol godzinie odechcialo nam się stac w kolejce, która i tak nie chciala się ruszyc. Idziemy, nie ma co stac. Popatrz, popatrz, a tam jest jakis bankomat. Nie znam tego banku, no ale nie ma kolejki.
Proba wyplaty 2000 Rs dwa razy skończyła się brakiem wyplaty. Znaczy bankomat mowil, ze transaction complete, a kasy nie ma. Ani nawet zadnego wydruku z numerem transakcji. Nic. Słyszałam już o takich akcjach, zwłaszcza w Nepalu, z konta ściągnie, ale pieniędzy nie wyda. 2000 Rs to może nie majatek, ale zawsze jednak cos. A ze zaraz obok był jeszcze otwarty oddzial banku to postanowiliśmy troche powalczyc o swoje, znaczy sprawe ogolnie wyjaśnić.
Wchodzimy, za biurkiem pan w mega okularach cos tam dlubie w wielgachnej księdze (niech zyje brak komputeryzacji) Puk, puk, można przeszkodzic, bo my w takiej sprawie… I tłumaczymy o co nam chodzi. Ze tylko byśmy chcieli dowod, podpisany papierek, ze o tej a o tej godzinie byliśmy tu i próbowaliśmy wybrac 2000 Rs.
Pan ogolnie najpierw się troche nami zainteresowal, ale jak tylko usłyszał, ze czegos chcemy od niego, to spuścił wzrok i dlubie dalej. No to my znowu, ze taka sytuacja, bla, bla… może po angielsku nie rozumie. A ten cos tam mowi, ze czego chcemy, na pewno nic mi nie ściągnie z konta bo UWAGA – Slowo BANK z francuskiego się wywodzące (a skad on niby nagle zna francuski) oznacza ZAUFANIE. Wiec bank nie może z zalozenia samego ani nikogo OKRASC, ani OSZUKAC. BO TO JEST BANK. I ogolnie nie boj nic, dlubie dalej. PHIIII!!!! BANK BY OSZUKAL?
Pierwsza rzecz jaka mnie nauczyly Indie to to, ze wyszyscy chca mnie okrasc i oszukac. Banki na pewno tez.
Nie daliśmy się wiec zbic z tropu tym moralizowaniem o etymologii – ja chce mieć potwierdzenie! A co ja niby mam pokazac w innym oddziale banku, a noz widelec?
„Pani przeciez może sobie sprawdzic online czy Pani ściągnęło z konta czy nie”
„ A mogę, ale to wie Pan – polski bank, a to jest indyjski bankomat. Transakcje online zobacze może za dwa dni. A wie Pan gdzie wtedy będę? Bo nawet ja tego nie wiem, a na pewno nie tu!”
„No ale Pani sobie sprawdzi! O co Pani chodzi”
„ O to ze za dwa dni dopiero….”
I tak w kolko az koles wreszcie zakumal. No to pytamy znowu o to samo, czy jakis dokument z podpisem, pieczatka, cokolwiek… A ten nic, ignoruje nas totalnie, dlubie w swojej księdze dalej. I tyle. Nie reaguje. Jakbyśmy byli niewidzialni.
Weszliśmy w swoich prosbach na wyższe tony. Nic. Pojawili się inni pracownicy – no bo sensacja się robi, jak zawsze jak przyjda zagraniczni tursysci i czegos chca. Pytam o to samo, po raz N-ty tlumacze sytuacje.
„Niech Pani rozmawia z tamtym Panem” - pokazuja ignorującego nas kompletnie typa
„Ale ten Pan nie chce mi pomoc.”
„No to trudno. I’m sorry”
TRUDNO?!!! SORRY? JAK TO K…. SORRY?!!!
Oni zawsze sa SORRY, jak nie wiedza co maja robic, albo jak im się nie chce. Pracownicy banku, a nikt nie jest za nic odpowiedzialny, wszyscy sa ogolnie zajeci byciem SORRY (tak jest we wszystkich innych indyjskich biurach, urzedach itp.) a nikt nie zajmuje się byciem HELPFULL.
Casper już w tym momencie walil piescia w biurko typa i wysypywal my długopisy na glowe. A ja ogolnie zatrzymałam się w alfabecie na literze F !!!!!!!!!!!!!!!
„Dobrze, dobrze, wyjmiemy zaraz z bankomatu liste transakcji, znajdziemy te pani i sprawdzimy”.
No wreszcie jakies konkrety. No tylko, ze nikt się jakos nie kwapi, żeby się do tego zabrac. Czekam pare minut.
„No to kiedy ja wyjmiecie, bo ja nie mam zamiaru tu stac caly dzien.”
Kierownik znad wielkiej ksiegi nagabywany przez Caspra wlasnie wykreca nr na policje…
A reszta pracownikow oczywiście zamiast się ruszyc gada cos do siebie w hindi i się smieje.
„ Musi Pani poczekac to kolega…” A kolega ogolnie siedzi i nic nie robi.
Ja już znam ten styl pracy indyjski. Wszyscy grzeja stolki, nikt nic nie robi, jeden patrzy na drugiego, żeby może ruszyl się ten trzeci.
FFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF
Jest reakcja, wreszcie ktos otwiera bankomat i wyjmuje szpule. I znajduje się moje transakcje. Wyglada, ze jest ok. – Transaction cancelled (choc bankomat na ekranie pokazwyal complete)
„To ja chce mieć to skserowane, podstemplowane i podpisane, ten maly wycinek”
„Ale my tu nie mamy ksero, to musi Pani pojsc i sobie odbic.”
„A da mi Pan te cala szpule, żebym mogla znaleźć ksero i to skopiowac?”
„Nie. Nie mogę.”
!!!!!!
W koncu ktos się tam kopnal do ksero i przyniosl kopie dla mnie. Oczywiście wszyscy pracownicy już mieli super ubaw z nas, kierownik wykręcał nr na policje po raz drugi.
Podsunęłam mu pod nos kopie.
„Pieczatka, podpis”
O dziwo, podstemplowal, podpisal.
Niby takie to proste, u nas załatwili by to od reki. Ale w Indiach to zawsze musi zamienic się w tragi-komedie z serii masala TV. Okraszona F-words.
A policja się i tak nie zjawila…. Jakby ktos z was potrzebowal kasy i miał ochote zrobic skok na bank. Jezdzcie do Manali!
A propos - cala operacja zajela nam chyba z jakas godzine. A było cholera grzecznie w kolejce stac!

5 komentarzy:

  1. hahahahahaha - bejbe, ale ty jesteś waleczna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, że W Indiach tylko krzykiem i uporem można coś wywalczyć :/ A oszustwa i totalna beztroska to plaga. Nam biuro podróży sprzedało bilety na nieistniejący autobus, bo nikomu nie chciało się sprawdzić, czy w weekendy w ogóle kursuje. Gdybym przez godzinę bez przerwy na nich nie krzyczała, żeby zapewnili nam transport skoro są bezmyślni, to z pewnością nie dostalibyśmy się do Dehli na powrotny samolot. Wrrrr...

    OdpowiedzUsuń
  3. NO ja juz jestem tym wykonczona! Dwa tygodnie temu kupowalam bilet Delhi - Dharamshala, z parodniowym wyprzedzeniem, zeby znowu nie wyladaowac na koncowych, rzygawicznych siedzeniach. I CO??!!! Wyladaowalam na samiuskim koncu a rozmowa i tak zaczela sie od - My tu nie mamy Pani rezerwacji (700 RS kosztowal mnie bilet), niech Pani idzie do innego autobusu. Juz sie balam, ze nie dotre tego dnia do celu, ale sie udalo... ufff
    Ale przysieglam sobie, ze jak tylko wroce do Delhi to pojde to tego poje....go agenta i skne go jak tylko sie da!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta nasza przygoda miała miejsce właśnie w Dharamshali ;) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń